poniedziałek, 18 lipca 2016

Port Grimaud - wakacyjnie i turystycznie :D

Jak już wiecie, pod koniec maja wybraliśmy się na krótki wypoczynek na Lazurowe Wybrzeże. 
Z pomocą Lazurowego Przewodnika wybraliśmy najciekawsze miejsca do odwiedzenia, tak by miło pozwiedzać, nie natłuc kilometrów w samochodzie, a coś ładnego zobaczyć :)
Szczególnie istotny był tu aspekt samochodowy, a to z dwóch powodów. Po pierwsze: Pyzka nie jest i nigdy nie była fanką fotelika samochodowego. Nie ma się co temu dziwić, każdy kto przesiada się z 'brzydkiej Multipli'...
( - Pan Mąż pomaga pisać bloga :D 
Pytanie: "Jaki znasz samochód, w którym jest bardzo dużo miejsca?". Odpowiedź: "brzydka Multipla" - )
...do 'malucha' nie byłby zachwycony. U nas różnica jest tylko taka, że odpowiednik rzeczonej Multipli jest ładny. Po drugie: czas naszej wyprawy przypadł w okresie kryzysu paliwowego we Francji wywołanego strajkiem. Z tego też powodu odwołaliśmy wcześniej planowane wycieczki, by zaoszczędzić to co zostało w baku i mieć pewność, że przynajmniej na wybrzeże uda nam się dotrzeć. 
I udało się :D

Dziś słów kilka o Porcie Grimaud - malowniczym zakątku położonym w bliskim sąsiedztwie Saint Tropez. W przeciwieństwie do słynnego sąsiada, Port Grimaud nie jest tak szeroko rozreklamowany i opisywany w przewodnikach. A szkoda! Bo wart jest odwiedzenia :) Choć z drugiej strony - może i lepiej... Można tam przyjemnie pospacerować bez ciągłego przeciskania się przez tłumy turystów.

Port Grimaud to miasto zbudowane na wodzie. Sztuczny twór wysepek i półwyspów połączonych ze sobą mostkami, który w całości daje czarujący obrazek. Nie liczyłam, ale ponoć to 14 mostów i 12 wysp... Prawie jak Wenecja :P W Wenecji nie byłam, ale z pewnością to "prawie" robi dużą różnicę :) Tak czy siak bardzo mi się ta zwana Wenecją Lazurowego wybrzeża mieścinka podobała.
Niestety, nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by się tam poszwendać, gdyż był to jeden z punktów "po trasie" do głównego celu... Odwiedziliśmy wschodnią część portu, gdzie znajduje się pięknie położona plaża, a następnie swoje kroki skierowaliśmy ku głównemu placowi miasta, na którym znajduje się kościół. Wieżę widokową sobie podarowaliśmy, bo Pyzkowa fura marnie mieściłaby się na schodach... Nie starczyło nam czasu, by przepłynąć się po porcie łódką, co zapewne jest nie lada atrakcją. Pozostaje zatem lekki niedosyt, który być może popchnie nas jeszcze kiedyś w te strony :)

Chwile, które tam spędziliśmy pozwoliły nam jednak poczuć klimat tego miejsca, zachwycić się wszechobecnymi jachcikami, przejść kilkoma mostkami i zjeść lody, a to przecież najważniejsze na wakacjach! :D
No i oczywiście nie zapominajmy o zdjęciach...
Zdążyłam pstryknąć kilka fotek, by podzielić się nimi z Wami!
Miłego "zwiedzania" :)







 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz