piątek, 22 kwietnia 2016

O wygrywaniu raz jeszcze

Jak słusznie zauważyła jedna z czytelniczek mojego bloga na brykusiowej stronce facebookowej poza cudnymi pacynkami, o których opowiadałam Wam w poście 'Żeby wygrać trzeba grać' wygrałam ostatnio coś jeszcze :D
Rozochocona pierwszą wygraną miałam apetyt na więcej ! 
Jak szaleć to szaleć!

Zaraz po zakończeniu konkursu "Pacynkowej rozdawajki" trafiłam w sieci na konkurs Mamawdomu.pl.
Dwa słowa kto to i co to :)  
Aaaale zanim o tym, mały komentarz co do "reklam": Jak widać na moim blogu nie posiadam żadnych sponsorów, nie mam żadnych układów ani zysków (finansowych, bo jeśli chodzi o inne korzyści to dla mnie płynie ich z tego bloga całe mnóstwo :) ) z popełnionych wpisów oraz linkowanych tu stron. Wszystko co piszę wynika z mojej sympatii i osobistych wrażeń :) 
A teraz, wracając do konkursu...
Mamawdomu.pl to świetny blog! Uwielbiam do niego zaglądać, choć moja Pyzka jest jeszcze zdecydowanie za mała na większość zabaw na nim proponowanych! Jest on jednak skarbnicą pomysłów i inspiracji, a nawet dla mojej księżniczki po pewnych modyfikacjach znajdzie się coś ciekawego. Blog jest jasny i przejrzysty, podzielony na kategorie, by z łatwością znaleźć to, czego się poszukuje :) Na pewno w miarę jak Pyzka będzie rosła będę czerpać z niego garściami, a tymczasem zaczytuję się w artykułach "Oczami mamy" czy poszukuję pomysłów na ciekawe prezenty w zakładce "Nasze recenzje". Och, nie mogę nie wspomnieć o sklepie, który znajduje się na stronie, w którym można zaopatrzyć się w znakomitą większość akcesoriów do proponowanych zabaw! Super!!!

A co o szło?
A o lalę!
A skoro o lalę, a moja cudna Pzyka lale uwielbia to muszę zawalczyć!

Konkurs, jak to facebookowe tego typu atrakcje obejmował polubienie profilu, posta konkursowego oraz zaproponowanie imienia dla lalki - nagrody w konkursie, o takiej:
Fot. ze strony Mamawdomu.pl na facebooku
Lala króliczka, a może zajączka, w każdym razie wielkanocna mocno, do wygrania była tuż przed Wielkanocą :)
Prawda, że urocza??
W tym przypadku nie decydował "ślepy los", jak przy pacynkach... Tu odbyła się prawdziwa rywalizacja na "lajki" :P
Wygrywała ta osoba, która pod propozycją imienia zebrała najwięcej kliknięć "lubię to!".
Jako zdeterminowana mamuśka, która dla swej księżniczki zrobi wszystko, poprosiłam więc moich faceookowych znajomych najładniej jak umiałam, by pomogli mi ową lalę zdobyć. Oczywiście moja propozycja imienia - TUSIA była najlepsza z możliwych (i mówię to absolutnie obiektywnie :P hehe)! Na szczęście moi znajomi byli podobnego zdania :) 
(tu mała dygresyjka o zbieraniu głosów: Pan Mąż kibicował mi przez cały czas trwania konkursu i razem ze mną podglądał ilość kliknięć, ale sam z polubieniem TUSI czekał do ostatniej chwili...dosłownie! Zagłosował w ostatnim dniu, godzinę przed zamknięciem konkursu!!! Jego szczęście, bo jeszcze mogłoby skończyć się rozwodem :P)
Wszyscy stanęli na wysokości zadania, za co serdecznie jeszcze raz im dziękuję!!! iiiiiiiii......
Udało się :D
WYGRAŁAM !!!
Wygrałam lalę dla mojej Pyzki!
W prawdzie myślałam, że przyjedzie do nas lala ze zdjęcia konkursowego, jednak ta, którą otrzymaliśmy nieco się od tamtej różni...
Oto i ona:




Pyzka ucieszyła się z nowej lali, jednak zasmuci się ten kto liczy na relację foto z tego spotkania :(
Nie miałam rąk, by zabezpieczyć Tusię i jednocześnie robić zdjęcia. Bo nasza mała Pyzka, jak każda taka panienka zafascynowana jest włosami, możne nawet bardziej niż inne dzieci, bo sama swoich nie posiada,  toteż fryzura Tusi szybko się pogorszyła. Idealnie ułożone ubranko również przestało leżeć tak znakomicie :P
Wiem, że córka jest jeszcze trochę za mała na taką lalę, ale nie jestem fanką "zabawek nie do zabawy" dlatego powstała już koncepcja tuningująca lalę, by przystosować ją do mniejszego użytkownika. Ogarniemy jej włoski, by miała schludną fryzurę na stałe, tj. dwa warkocze i... zmontujemy jakiś fatałaszek bardziej codzienny typu ogrodniczki, które, miejmy nadzieję, wydzierga nam Ela Makrela Crochet, a kieckę zostawimy na "wielkie wyjścia" :) i wtedy będzie mogła dołączyć do swoich koleżanek... bo póki co grupa lalek w naszym domu nie jest liczna, ale stale poszukuję godnego towarzystwa dla Pyzki oraz Zosi (z lewej) i Adrianki (z prawej).
Tusia doskonale wpasuje się do naszego domowego składu lalkowego :)
To będzie niezła ekipa :D
I jaka różnorodność... czarna, niebieska i blondyna. 

Kolejne w takim razie muszą być: brunetka i ruda :D

Serdecznie dziękujemy Mamawdomu.pl za zabawę i miłą wygraną :D
Pozdrawiamy gorąco!

PS.
Nie mogę nic nie napisać o Zosi i Adriance!!
Zosia to przytulanka, która Pyzka dostała w prezencie, gdy byliśmy w Polsce, natomiast Adrianka to najpierwsza lalka Pyzki, cudna i urocza, ręcznie zrobiona, oryginalna lalka meksykańska od naszych tutejszych, meksykańskich przyjaciół (i stąd też jej imię, bo meksykańska ciocia to Adriana ):)
Obie nasza Pyzka uwielbia!
Kocham patrzeć, gdy się nimi bawi! Czasem potrafi przez pół dnia ciągnąć Zosię ze sobą w każdy ciasny kąt pod pachą :) I nie robi tego przypadkowo, bo jej się lalka zaplątała. O nie! To celowe działanie, ona chce mieć towarzystwo! Zosia to także jej ulubiony kompan do nocnikowania :) I co nie bez znaczenia ma taaaaaakie pyszne, włóczkowe włosy :P Same zalety!
Adrianka natomiast to kumpela do pogawędek, wykręcania ruchomych kończyn i zabawy warkoczykami. Kiecki Pyzka zdecydowanie jej zazdrości, bo tarmosi ją we wszystkie strony! Mimo warkoczy jej włosy także nie są bezpieczne, bo zachęcają wręcz do czochrania wplecionymi w nie kolorowymi wstążkami tworzącymi nad głową przepaskę. I właśnie włosów Adrianki tyczy się jedna przezabawna minihistoryjka...
Gdy po kolejnej zabawie Adrianka została porzucona przez Pyzkę wprost pod koła garażowanego w naszym salonie wózka poprosiłam Pana Męża by ją "ocalił". Pan Mąż spełnił mą prośbę i odłożył ją w bezpieczniejsze miejsce. Gdy po chwili zaczęłam doprowadzać ją do porządku (kiecka, opaska i te sprawy...) zagadnęłam Pana Męża: "Czy nie zauważyłeś, że się Adriance kiecka zawinęła i noga na lewą stronę przekręciła prawie?" by wywołać w nim choć cień empatii dla zmęczonej niełatwym pod naszym dachem życiem lalki Pan Mąż bez mrugnięcia okiem odparł: "Nie, ale zauważyłem, że jej jeszcze włosy po myciu nie wyschły"....

Taki to właśnie, ciężki żywot, mają u nas lale :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz