piątek, 9 października 2015

Znów wycieczkowo: Arles

Razem z "siwym" Dziadkiem, gdy jeszcze u nas był, a więc jakiś miesiąc temu, wybraliśmy się na zwiedzanie :)
Bardzo zachwycił mnie pomysł żeby ruszyć się gdzieś poza Avignon, bo choć bardzo piękne to znam je już na wylot i przespacerowałam każdą uliczkę! Do tej pory, odkąd pojawiła się Pyza, wychylaliśmy nos poza nasze okolice jedynie do centrum handlowego, które jest poza miastem. 
O, przepraszam! Trochę przekłamanie!
Z moimi rodzicami wybraliśmy się do Pont du Gard...
Siwego Dziadka też tam zabraliśmy :-)
No, ale o Pont du Gard już Wam pisałam!
Lubimy tam jeździć, spacerować i podziwiać ten przepiękny akwedukt!
Pieknie tam i tyle!

Tym razem chciałam zobaczyć coś nowego!
Pomysłów było kilka: Nimes, Orange...
Ostatecznie, po konsultacji Pana Męża ze znajomymi z pracy co jest najbardziej warte zobaczenia/pokazania oraz po weryfikacji odległości z GPS zdecydowaliśmy się wybrać do Arles. 
Choć pogoda za oknem nie bardzo nam sprzyjała, a sąsiedzi wróżyli nam deszcz zdecydowaliśmy się pojechać. W nagrodę na miejscu zastało nas pełne słońce!
W prawdzie mistral dawał czadu, ale to akurat w spacerach i zwiedzaniu nie przeszkadza - do tego już przywykliśmy!

Arles oddalone jest od Avignon o niespełna 50 km i tak jak Avignon leży nad Rodanem.
W mieście znajduje się wiele wartych uwagi zabytków, wśród nich także te wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO :) Samo w sobie miasteczko jest bardzo urodziwe, przynajmniej te okolice (ścisłe centrum-starówkę), które zwiedzaliśmy :)  Uwielbiam takie klimaty! Wąskie, zacienione uliczki, szczuplutkie, "posklejane" ze sobą kamienice!
Wierzę jednak, że i te miejsca do których nie udało nam się dotrzeć są piękne... na pewno nie bez powodu Vincent Van Gogh tworzył właśnie tutaj przez pewnie czas (zmalował tu w sumie koło 300 dzieł!) :P Zwiedzając można spotkać w wielu miejscach tablice w stylu "tu był Van Gogh", na których widnieje dzieło artysty wykonane właśnie w tym miejscu, tak że widać dokładnie "obraz vs. rzeczywistość".
Bardzo przyjemnie było nam tam pospacerować! 
Oczywiście na liście rzeczy "obowiązkowych do zobaczenia" nie mogło zabraknąć ruin antycznego teatru czy areny do walki z bykami, zwanej amfiteatrem. Wszystkie pozostałe zabytki, typu ratusz czy kościoły i tak znajdowały się na naszej trasie przelotu głównym szlakiem spacerowym miasta. 
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiła arena, która stoi tam już blisko 20 wieków!!!! 
Ogromna budowla w samym środku miasta!
Jej wielkość po prostu mnie przytłoczyła!
Wszystkim nam wycieczka bardzo się podobała, a najbardziej chyba Aśce, która wyspała się za wszystkie czasy - nawet o karmieniu zapomniała! Myślę, że także o całym świecie... W końcu najlepiej śpi się na świeżym powietrzu!
Mam nadzieję, że wybierzemy się tam jeszcze kiedyś na spacer, bo to był naprawdę przyjemny dzień!

A poniżej nasza fotorelacja ze zwiedzania :)


Cykada - symbol Prowansji - nad drzwiami
Kościół św. Torchima


ruiny teatru
Arena...
...arena
<3
mega...
...super...
...hiper instalacja z kartonów po sokach i mleku! Arcy to ciekawe :P

PS.
To nie koniec opowieści o Arles...
Dzień był miły, ale też pełen wrażeń!
O tym co jeszcze spotkało nas w Arles już w następnym odcinku Brykusiowych przygód :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz