poniedziałek, 15 czerwca 2015

La Ciotat, czyli znowu plażowanie :)

Ostatnie już niestety porcja wspominek z pobytu Pe...
 
Moja przyjaciółka uwielbia upał i słońce i plażę i od tygodnia zapewne też południe Francji :P ...mam nadzieję :) więc złożyliśmy przed jej przyjazdem zamówienie, by było właśnie tak: słonecznie i upalnie. No i wysłuchano nas aż za dobrze. Z moich rozmów z tubylcami wynika, że gorzej (czyli goręcej) niż w tamtych dniach mogliśmy poczuć już nie będzie! Moja Pe mogła więc odczuć na własnej skórze (baaardzo dosłownie) klimaty słonecznej Prowansji latem.

W takich okolicznościach przyrody, no i pogody :) nie mogło zabraknąć więc leniuchowania na Lazurowym Wybrzeżu.

Tym razem nasz wybór padł na La Ciotat. 
Miejscowość położona jest w bliskim sąsiedztwie znanego nam (i Wam już też) Cassis. 
Przy okazji przejechaliśmy sobie przefajną trasą z widokami na malownicze "śródziemnomorskie fiordy" (o których to już opowiadałam w poście o Cassis) i jak się zapewne domyślacie z ręki nam one jadły :P

Były więc bajeczne krajobrazy, a potem już tylko plażing i smażing :-)

Plażowe kamyczki były tak rozgrzane, że nie dało się po nich stąpać, ale przynajmniej tym razem woda była wystarczająco ciepła (w moim mniemaniu podchodziła już pod zupę) żeby Pan Mąż miał używanie...
Każdy znalazł więc coś dla siebie: Pe się usmażyła, ja wyspałam, a Pan Mąż wymoczył za wszystkie czasy.

Takie dni to ja lubię...

Żeby zachować trochę z naszej rodzimej, polskiej zrzędliwości - zazrzędzę na auto bez klimy, którym wracaliśmy z tego kolejnego "raju na ziemi". Bo o ile wyjazd zaplanowaliśmy "bladym świtem" i nie było jeszcze takiego skwaru, to już powrót w godzinach późnopopołudniowych był ciężki. Małe to jednak uniedogodnienie patrząc na ilość plusów całego wypadu...

No, tylko spójrzcie jakież to plusy :P
 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz